Czytam na prawie każdym blogu o tym, że idzie wiosna. A ja się pytam: Gdzie niby?! O.o Za oknem biało, pada jakiś deszczo-śnieg i wcale, ale to wcale, nie jest wiosennie.
Zresztą poniższe zdjęcia mówią same za siebie jak to sprawa się u mnie prezentuje. Nawet wyjęłam mojego futrzaka, który świetnie się sprawdza zamiast szalika. Nie lubię futer, bo czuję się w nich jak yeti, ale z tym kołnierzem naprawdę warto się było zaprzyjaźnić. :)
W ogóle ostatnio nie lubię spodni. Robiłam porządki i wyrzuciłam ok. 5 par. Tak naprawdę zostałam chyba tylko z ciemnymi i jasnymi jeansami oraz letnimi lnianymi pantalonami. Ah, no tak, mam jeszcze spodnie "wyjściowe". Całą resztę stanowią legginsy. Chyba dlatego, bo są wygodne, łatwo się je zakłada i można ich mieć całą masę - każde inne. Kupić dobre spodnie to nie lada wyzwanie i często całe tygodnie żmudnych poszukiwań. Wiem, że prędzej czy później będę musiała kupić sobie jakieś czarne i beżowe, bo jednak czasem odczuwam ich brak, ale sama myśl o tym napawa mnie niechęcią. Kupowanie legginsów zaś to sama przyjemność: można w zasadzie brać je "w ciemno" - i tak większość jest uniwersalna, jak są za krótkie można "dorobić" je skarpetką albo getrami (ja robię to nieustannie ;p) i możemy przebierać do woli we wzorach i kolorach. Nie mniej jednak spodnie mieć trzeba, chociażby do krótkich bluzek.
coat - Zara | fur collar - H&M | dress - junkshop07 | belt - Jeans Club | sweater - MKM | bag - Mizensa | shoes - Emu